niedziela, 7 kwietnia 2013

Rozdział 11 Wyznanie i "śmierć ?"

     Blondwłosa dziewczyna powoli zaczynała się przebudzać. Otworzyła oczy i ujrzała przed sobą cztery postacie. Nie wiedziała dokładnie kto to, bo jej obraz był zamazany. Po kilku minutach zaczęła dochodzić do siebie.
- To ... wy ? - spytała niepewnie próbując się podnieść lecz poczuła ogromny ból głowy.
- No jasne. A kto inny ? - odpowiedział zmartwiony jej stanem Dragneel.
- Natsu ? - spojrzała na niego mrużąc oczy.
- Cholera co z nią ? - zdenerwował się chłopak.
- Pewnie przez to uderzenie w głowę. - odpowiedziała Scarlet.
- N-nic mi nie jest.. - tym razem już usiadła i złapała się za głowę. - Po prostu łeb mi pęka i widzę  jak przez mgłę.
- Musimy ją stąd zabrać. - wycedził różowowłosy.
- Oszalałeś ?! - wyrwała się Heartfilia. - Trzeba dokończyć misje ! Gdzie jest ta dziewczynka ? Co z tamtymi ?! - Nie wiedzieli co zrobić. Nie dosyć, że wyglądała jak wyglądała to jeszcze martwiła się powodzeniem misji. Ledwo stała na nogach. Jej oczy były podkrążone, a ciało całe poharatane. Nie wspominając o kostce. Do tego teraz jeszcze straciła sporo krwi. Jakim cudem jest w stanie się jeszcze ruszać ? Nikt tego nie wiedział... Nie wiedzieli, że przez te sześć miesięcy zdołała tak poprawić swoją wytrzymałość.
- Jest bezpieczna - odpowiedział spokojnie Fullbuster. Dziewczynka podeszła do poszkodowanej.
- Dziękuje za ratunek. - uklękła przy niej i uśmiechnęła się. Magini powoli odzyskiwała wzrok. Zauważyła, że ma mniej więcej 8-9 lat. Jej długie zielone włosy sięgały kolan, a niebieskie tęczówki i jasna karnacja pasowała do zgrabnej sylwetki i smukłej twarzyczki. Niestety jej ubrania były brudne i poszarpane. Na jej ciele dojrzała sporo siniaków i zadrapań.
- Jak ci na imię ? - spytała słabo.
- Chika - po raz kolejny obdarzyła blondynkę promiennym uśmiechem.
- Ciesze się, że nic ci nie jest.
- Tak. A to wszystko dzięki wam, jestem bardzo wdzieczna. Ciesze się, że mogłam jakoś pomóc.
- Pomóc ? O czym mówisz? - spytała zaskoczona. Niebieskooka chciała odpowiedzieć lecz wyręczyła ją Tytania.
- Starała się ciebie uleczyć. Gdyby nie jej pomoc nie wiemy jak długo byś wytrzymała. Wygląda na to, że posługuje się magią medycyny. Z tego co zauważyłam to jest już na poziomie średnio zaawansowanym. Jej umiejętności mimo tak młodego wieku są zadziwiające. - wyszczerzyła się do Chiki, na co ta nieco się zawstydziła.
- Rozumiem. Bardzo ci dziękuje. I przepraszam, że jestem taka nieprzydatna. - posmutniała.
- To nie prawda ... - upomniał ją Smoczy Zabójca.
- Przestań. - poprosiła magini. Chciał coś jeszcze powiedzieć lecz czarnowłosy spojrzał na niego groźnie i umilkł.
Heartfili gdy tylko poczuła się lepiej, wstała powoli lecz aby nie stracić równowagi podparła się o drzewo. Skręcona kostka nadal sprawiała ogromny ból.
- To jak ? - uśmiechnela się słabo. - Idziemy ?
- Musisz odpocz ... - zaczął Salamander.
- Nie ! Dosyć ! Też chce się wykazać. Nie pozwole aby to mi w tym przeszkodziło ! - wskazała zdesperowana na nogę.
- Co za uparciuch ... - mruknął chłopak lecz blondynka to usłyszała. Tym razem nie skarciła go tylko zaśmiała się.
- Masz racje. Jestem uparta... A teraz już chodzmy. - Wszyscy pośpiesznie wstali i ruszyli przed siebie. Gdy magini postawiła noge na ziemi, syknęła z bólu. Upadła by gdyby nie Dragoneel który w ostatniej chwili ją złapał.
- Na pewno dasz rade ? - zmartwił się i spojrzał na nia przejęty. - Może cie ponieść ?
- Nie ... Jest dobrze. Po prostu musze rozchodzić ból. - uśmiechnęła się słabo. Różowowłosy posłuchał lecz mimo tego objął ją ręką w pasie, a jej dłoń zarzucił sobie na kark.
- Tak będzie wygodniej - wyszczerzył się.
- A wmawiasz mi, że to ja tu jestem uparta ... - burknęła lekko poirytowana na co wszyscy wybuchli śmiechem. Jednak mimo tego, cieszyła się, że jest przy niej, że się o nią martwi. Na jej twarzy zagościł ciepły uśmiech, który nie uszedł uwadze chłopaka. Ich przyjaciele ruszyli przodem a oni spokojnie szli na tyle.
- Co się tak uśmiechasz ? - spytał lekko zdenerwowany. Nie lubił gdy mimo cierpienia jakie przechodziła wciąż na jej ustach widniał promienny uśmiech.
- Po prostu ... Cieszę się.
- Jak to ? - spytał zaskoczony.
- Normalnie - zaśmiała się. - Dziękuje ... - szepnęła - Za to, że po prostu jesteś. - podniosła głowę i spojrzała mu głęboko w oczy. Tym razem na jego twarz wpełznął nieproszony rumieniec. Widząc jego reakcje pocałowała go w policzek przez co zrobił się cały czerwony. Uśmiechnęła się szerzej i wtuliła się w jego ramie.
- Dziękuje ... - wyszeptała. Przez resztę drogi szli w milczeniu.
 
~*~
 

      W starym ogromnym domu na uboczu góry, odbywały się obrady. Przyszło sporo osób, magowie i zwykli ludzie. Jedna z największych hali w tym budynku została wypełniona po brzegi. Na samym środku, przy biurku siedział pewien mężczyzna. W pomieszczeniu było ciemno. Dostrzec można było tylko jego niebieskie tęczówki. Wszyscy czekali aż się odezwie. Niestety mimo sporej ilości czasu nadal milczał.
- Panie. Wszystko idzie zgodnie z planem. - odważył się w końcu podejść pewien młodzieniec i ukłonił się.
- Znakomicie. - wyłonił się lekko z cienia ukazując swoje biały kły. - Co z dziewczyną ? - spytał spokojnie.
- Pański bratanek zrobił co kazałeś lecz przy tym sam poległ. Prawdopodobnie został uduszony. - Mężczyzna po środku bacznie obserwował wszystkich zgromadzonych. Nagle zaczął się przeraźliwie śmiać. Zebrani byli zaskoczeni jego reakcją.
- A czego się spodziewaliście ?! - wrzasnął. - Myślicie, że gdy naszym przeciwnikiem jest Smoczy Zabójca to wszystko gładko pójdzie ? Że nie obejdzie się bez ofiar ?! - szybkim ruchem wstał.
- Nie ... - odrzekli niepewnie chórem.
- Tak czy inaczej jego poświecenie nie pójdzie na marne. Mam nadzieje, że skończycie co zaczął. Jeśli będziecie postępować zgodnie z planem to wszystko się uda ! - podniósł głos.
- Oczywiście ... - uklękli i oddali pokłon.
- A teraz ... ogłaszam zmianę planu. - magowie spojrzeli no niego zdezorientowani.
- Co do Lucy Heartfili ... - zaczął spokojnie. - Ma cierpieć. Jeśli nie zdołacie wykonać zadania to będę sam musiał wkroczyć do akcji. - wyciągnął niewielką buteleczkę z gęstym płynem. - Chociaż, może sam to zrobię ... - uśmiechnął się psychopatycznie.
- Odpłacie ci się tym samym, synu Igneela ...


~*~
 
     Przez całą ich drogę, co chwile napotykali się na członków tej bandy. Ani chwili wytchnienia, ciągła walka była wyczerpująca. Na szczęście blondwłosa magini miała na tyle energii by również móc wziąć w niej udział. Cieszyła się, ze chociaż teraz może pomoc.
- Cholera ! Dużo ich jeszcze ?! - wrzasnął sfrustrowany Dragneel.
- Od kiedy to tak szybko ci się to nudzi ? - spytał sarkastycznie czarnowłosy.
- Morda - odwrócił się w jego stronę chcąc zadać mu cios, lecz  jeden z tamtych zaatakował go po czym odleciał parę metrów w tył.
- Płomyczku weź się w garść ! - warknął.
- Chłopaki zajmijcie się nimi a nie sobą! - zdenerwowana blondwłosa zaczęła się na nich wydzierać, skutkiem czego nie zauważyła nadlatujących w jej stronę mieczy. W ostatniej chwili ochronił ją, jej gwiezdny duch Taurus.
- Uffff ... - odetchnęła z ulgą ścierając pot z czoła. - Wielkie dzięki - uśmiechnęła się.
- Ty również mogłabyś zwracać większa uwagę na to co dzieje się na polu walki ! - zirytował się różowowłosy.
- Ty ... - warknęła dziewczyna. Podniosła pięść z zamiarem uderzenia go lecz rozmyśliła się. - Masz racje ... a teraz do roboty ! 
Heartfilia mimo skręconej kostki poruszała się dosyć zwinnie ale mimo tego widać było, że sprawia to jej trudności. Oddychała w miarę równomiernie lecz ciężko. Nogi zaczęły się pod nią uginać. Jej determinacja była niesamowita. Po kilkunastu minutach nikt nie pozostał na nogach oprócz czwórki przyjaciół.
- Skończone ... - odetchnęła z ulgą magini i momentalnie padła na ziemię.
- Lucy ! - podbiegli do niej szybko.
- Nic ci nie jest ? - spytała troskliwie Erza.
- T-to nic ... Po prostu muszę odpocząć. - uśmiechnęła się słabo.
- Chika ! Możesz już wyjść ! - zawołała czerwonowłosa. Zza drzewa wyszła niebieskooka. Podeszła do niech niepewnie i uklękła .
- Nic pani nie jest ? - spytała zmartwiona.
- Mów mi Lucy - wyszczerzyła się. - Wszystko w porządku. - Mimo jej zapewnień dziewczynka przyłożyła swoje drobniutkie rączki do jej nogi, które zostały spowite żółtą poświatą.
- N-naprawdę nie musisz.
- Ale chce. - powiedziała stanowczo. Chwile później kostka magini wyglądała już znaczcie lepiej. Ból nie znikł ale zdecydowanie był mniejszy niż wcześniej. Młoda dziewczynka starała się również zmniejszyć jej zmęczenie lecz na marne.
- Dziękuje - szepnęła.
- My również musimy odpocząć - zarządziła Tytania. - Chodźcie trzeba znaleźć jakieś schronienie.
- Eto ... - zaczęła niepewnie Chika. - Myślę, ze panienka Lucy nie powinna teraz obciążać kostki.
- Racja - zawtórował jej Salamander. - Lucy co ty na to aby cie po ... - nie dokończył gdyż zobaczył jak jego przyjaciółka zasnęła. Wyglądała tak słodko, tak bezbronnie. Uśmiechnął się lekko i wziął ją na ręce. W milczeniu poszukiwali miejsca w którym mogliby odpocząć.
 
~*~
 
     Znalezli ustronne miejsce w lasku na zboczu góry. Był tam wielki klif, widok z niego był niesamowity i nieco przerażający. W dole widniała ogromna przepaść, dna nie było widać a to wszystko z powodu narastającej mgły. Byli na szczycie góry wiec to normalne ...
Wszyscy w spokoju odzyskali siły. Magini już wstała. Czuła się wypoczęta, bólu nogi był bardzo nikły. Niestety nie dane było im nadal cieszyć się spokojem. Niedaleko usłyszeli ogromny wybuch. Szybkim tempem pobiegli w stronę wydarzenia. Jak się okazało, jedna z jaskiń zaczęła się walić. Słychać było w niej przerażające krzyki. Salamander zerwał się by zobaczyć kto jest w środku.
- Natsu czekaj ! To niebezpieczne !!! - wrzasnęła blondynka.
- Nie ma czasu ! Tam ktoś jest ! - nie czekając już na nic wbiegł do środka a młodzi magowie zaraz za nim. Tytania kazała dziewczynce poczekać na zewnątrz  i tak też uczyniła. Skały sypały się z góry, zdawać by się mogło, ze utknął tutaj pod tym gruzem. Różowowłosy w samym środku tunelu zauważył małą dziewczynkę przygniecioną przez ogromny głaz. Chciał jej pomóc lecz na jej twarzyczce pojawił się wredny uśmieszek. Przystanął zaskoczony.
- Co do ...
- To pułapka ! Musimy uciekać ! NATYCHMIAST ! - wykrzyczała Scarlet po czym zaczęła biec w stronę wyjścia. Chłopak nadal stał jak wryty.
- Natsu ! Chodź ! - pociągnęła go blondynka za rękę ze łzami w oczach . Ruszyli śladem swojej przyjaciółki. Było za późno.
- Cholera ! - wydarł się Dragoneel. - Uciekaj ! - warknął na Heartfilie. Nie była jeszcze do końca sprawna. Wziął ją szybkim ruchem na ręce. Byli kilka metrów przed wyjściem gdy góra jaskini się zawaliła. Widząc to skoczył do przodu jak najdalej mógł, lecz mimo to wraz z Tytanią zostali przygnieceni przez ogromne odłamki. Połowa ich ciał była zasypana. Z pod nich zaczęła lać się krew.
- Tak się cieszę ... - wyszeptał widząc jak Heartfili nic nie jest. Leżała kilka metrów od niego. Jej czoło było lekko przecięte lecz to nic poważnego. Podniosła się na łokciach i spojrzała w ich stronę.
- Natsu ! Erza ! - zrozpaczona podeszła do nich. Czerwonowłosa straciła przytomność.
- Ockinij się ! - szturchnęła ją.
- Zostaw. Nic jej nie będzie - uśmiechnął się szczerze.
- Trzeba was stąd jakoś wyciągnąć ! - z jej oczu wypłynął potok łez.
- Hej nie musisz płakać - zaśmiał się słabo chłopak. - Wyjdzie z tego.
- A ty ?! Zostałeś bardziej zasypany ! Tracisz coraz więcej krwi !
- To nic takiego - wyszczerzył swoje białe kły. - Po prostu ... musze odpocząć a potem to rozwalę - wskazał na głazy nad nimi.
- Odpocząć ?! Chcesz się wykrwawić debilu ?! - uklękła przy nim próbując zepchnąć gruz.
- Nie dasz rady - powiedział najspokojniej na świecie. - Ale cieszę się, że nic ci nie jest. - chwycił ją za rękę.
- Co ty gadasz ?! Mi nic nie jest ale wam ?! Tak nie powinno być !
- Masz racje ... moja wina. Jestem naiwny. - spuścił wzrok.
- Przestań ! - magini wstała po czym wyciągnęła jeden ze złotych kluczy. Po chwili przed nią pojawiła się dziewczyna w stroju pokojówki.
- Czas na karę księżniczko ? - spytała.
- Ty się chyba nigdy tego nie oduczysz ... - westchnęła ciężko. - Zresztą ... mniejsza o to. Proszę czy mogłabyś ich uwolnić ?
- Oczywiście - ukłoniła się i zabrała do roboty. Kiedy usunęła wszystkie głazy dwójka magów była wolna.
- Najpierw Erza ... - poprosił Dragneel.
- A-ale jesteś w gorszym stanie - powiedziała przerażona. Nic nie odpowiedział.
Wiedziała, że powinna się najpierw nim zająć ... Jego ciało było poharatane ... z głębokich ran lała się krew. Miał szczęście, że nie było to silniejsze uderzenie. Mogłoby to zmiażdżyć połowę jego ciała.
Niestety nie zdążyła podejść nawet do czerwonowłosej, usłyszała czyjeś kroki a po chwili wybuch który odrzucił ja sto metrów dalej.
- Lucy ! - wrzasnął Dragneel próbując się podnieść -  Mgła cały czas się nasilała a do tego jeszcze dym po wybuchu. Dało się zauważyć zarys czyjejś sylwetki. Zmierzała spokojnym krokiem w strone blondwłosej która oparła się na rękach.
- Cholera ! - poczuła ból w kostce - Akurat teraz - złapała się za noge.
- Proszę, proszę. Kogo my tu mamy ... - zaczął rozbawionym głosem.
- Kim jesteś ! - uniosła głos. Pył opadł na ziemię ukazując tęgiego mężczyznę.
- Poznajesz ? - uśmiechnął się wrogo.
- To niemożliwe ... - zaczęła się odsuwać. Znalazła się pod ścianą. - Jakim cudem ? - zrozpaczona złapała się za głowe.
- Aż tak mnie nie lubisz ? - odparł sarkastycznie cały czas do niej podchodząc. Smoczy zabójca nie widział jego twarzy.
- Lucy ! Kto to ?! - zdenerwował się.
- To ... to ... - przerażona nie potrafiła dokończyć. Mężczyzna po woli obrócił głowę w jego stronę.
- Uszczęśliwiłem cie ? - wyszczerzył się wrednie. Salamander patrz na niego ze strachem ale i również z wściekłością i nieokiełznanym gniewem.
- Ty gnoju ! - Wrzasnął - Podejdź tu ! Zabije cię ! - wstał i ruszył w jego stronę chwiejnym krokiem. Ten tylko zignorował go i podszedł w końcu do dziewczyny.
- Nie zbliżaj się do niej ! - wściekłość jaka go ogarnęła była przerażająca. Mimo jego stanu rzucił się na wroga, który tylko ruchem ręki sprawił, że powrócił na swoje miejsce.
- Zostaw go ! - do oczy blondynki napłynęły łzy. - Czego chcesz ?!
- Ciebie moja kochana. - ujął ją za podbródek i przekręcił lekko w bok jej głowe. Spojrzał na jej szyje na której widniała spora blizna. Stanął za dziewczyną i przejechał dłonią po jej karku.
- Pamiętasz ? - zwrócił się do Smoczego Zabójcy.
- Odejdź od niej ! Łapy przy sobie ! - warknął zdenerwowany. Nie potrafił się podnieść.
Heartfili drgnęła czując jego dotyk.
- Proszę ... Zostaw mnie - łkała rozpaczliwie.
- Nie mogę. Po to właśnie tutaj przybyłem. - szepnął jej do ucha. - Sprawie, że zacierpi ... - wskazał na wstającego Dragneela. - Szkoda, że musze do tego wykorzystać ... ciebie. - spojrzał na nią smutno.
Szarpnął ją włosy i ustawił do pionu.
- Spójrz ... Patrz jak się boi. - patrząc na stan różowowłosego zaśmiał się. - Poczuj jak to jest ... kiedy tracisz kogoś na kim ci zależy. - wyciągnął miecz i przyłożył go do szyi przerażonej Lucy.
- Nie rób tego ! Nawet się nie waż !!! - pobiegł w jego strone. Gdy chciał zadać cios, nagle rozpłynęli się w powietrzu.
- Grozisz mi ? Znowu ? - pojawili się za Salamandrem.
- Jak ty ... - spytał zaskoczony chłopak.
- Myślisz, ze co robiłem przez ostatnie pół roku ? - spytał spokojnie.
- Czy naprawdę ... musze to robić ? - zapytała już normalnie blondynka.
- Co ? - spytali równocześnie zdezorientowani.
Wzięła głęboki oddech i zamknęła oczy.
- Ból ... - szepnęła cicho. Chwile po tym jej ciało zostało spowite złotą energią, która momentalnie odepchnęła mężczyznę. Z potężną siłą uderzył w pobliskie drzewo.
- Co do ...
Kiedy otworzyła oczy ... nie było już w nich ani łez, ani blasku. Stały się takie ... chłodne, puste. Twarz nie wyrażała żadnych uczuć. Zbliżyła się do wroga i chwyciła miecz obok.
- Miałeś czelność nas atakować ... To teraz sam ZACIERPISZ ! - wrzasnęła po czym przebiła jego brzuch na wylot. O dziwo nie skończyło się jednak na tym. Wyciągnęła bron i po raz kolejny zaczęła zadawać śmiertelne ciosy. Była jakby opętana. Bez żadnego smutku ani gniewu ...
Widząc to wszystko, zaskoczony Dragneel postanowił już przerwać.  Mężczyzna wyzionął ducha. Podszedł szybko do blondwłosej i przytulił ją od tyłu.
- Lucy .. dość. Wystarczy - powiedział spokojnie. Odwrócił ją w swoją strone i spojrzeli sobie w oczy. Przybrały już swój dawny kolor i blask.
- Już dobrze - zaczął ją uspokajać. Odwróciła się i zobaczyła zmasakrowane ciało. Przerażona spojrzała na przyjaciela.
- Czy ... ja to zrobiłam ?! - rozpłakała się. Chłopak nie wiedział co powiedzieć.
- W-wybacz ... j-ja nie chciała - szlochała zrozpaczona. - Bo on ... bo ty ... a ja nie wiedziałam ...
- Ciii. Już dobrze. - zaczął gładzic jej włosy.
- Przepraszam ... - łkała wtulona w jego tors.
Chwile później podeszli do czerwonowosej która zaczęła się przebudzać.
- Hey. Nic ci nie jest ? - spytał .
- W porządku. Coś mnie ominęło ? - spytała rozkojarzona. Różowowłosy spojrzał na blondynkę która ruszyła w stronę klifu.
- Czekaj już wyjaśniam - westchnął ciężko.

~*~
 
     Stała na skraju klifu, zdruzgotana i przerażona. Nie wiedziała co ma zrobić.
- Jak ja mu to wyjaśnię ... - szepnęła do siebie. - Nie chciałam tego. - zakryła twarz dłońmi.
Nie zauważyła nawet, że niby martwy mężczyzna zmierza powolnie z mieczem w jej stronę. Spojrzała w dół ... Przepaść była ogromna. Nadal gęsta mgła utrudniała widoczność.
Smoczy zabójca  wraz z Tytanią poszli w stronę przyjaciółki. Nie chcieli aby była teraz sama. Nie po tym przez co przeszła. Martwił się. Wiedział, że będzie jej ciężko ze świadomością morderstwa.
Musieli ją wspierać.                                                                                                                                                - Tak w ogóle to gdzie Gray ? - spytał zaskoczony jego nieobecnością.                                                       
- Kazałam mu odprowadzić Chike do rodziców.
- Roz ... - nie dokończył gdyż to co zobaczył przeraziło go. - Lucy !!! - rzucił jej się na ratunek lecz było już za późno.
Blondwłosa odwróciła się gwałtownie gdy usłyszała jego głos.
- Natsu ... ? - spytała zaskoczona.
W tym samym momencie poczuła ogromny ból w okolicach żołądka. Została przebita na wylot. Po chwili poczuła jak miecz rozrywa jej klatkę piersiową. Stanęła jak wryta ... Spojrzała w dół. Z ran sączyła się krew. Zachwiała się do tyłu.
- Lucy nie ! - zawołał gdy ujrzał jak przechyla się w stronę przepaści.                                           - Przepraszam ... - powiedziała z uśmiechem na ustach po czym osunęła się na krawędzi.       - Nieee !!! - wrzasnął rozpaczliwie widząc jak spada w otchłań. 
- Lucy ... - Tytania updła na kolana i rozpłakała się.
Smoczy zabójca nie czekając ani chwili skoczył za nią. Co jakiś czas przytrzymywał się skalnej ściany. Z szybkością jaką spadał mógł tylko na moment złapać ręką jakąś wystająca skałę aby spowolnić upadek. Po dość długiej chwili upadł na ziemie z ogromnym hukiem. Nie przejmując się bólem zaczął się rozglądać za ranną przyjaciółką. Zobaczył ją niedaleko. Leżała na plecach. Pech chciał tak, że upadła na ostre skały. Podbiegł do niej gwałtownie. Pod nią widniała ogromna kałuża krwi, której ciągle przybywało. Uklęknął i wziął ją na ręce.
- Lucy proszę ... ocknij się ! - zaczął nią szturchać. Nagle wokół niego znaleźli się wszyscy z gildii.
- Co wy tu robicie ?! - zaskoczony spojrzał na nich.
- Przewidziałam to ... - powiedziała Cana i pokazała mu kartę która robiła się coraz bardziej czarna.
- Spóźniliśmy się  ... - jęknął zrozpaczony mistrz. - Natsu co tu własciwie się stało ? - chłopak nie reagował. Wciąż próbował ocucić blondwłosą. Miała zamknięte oczy.
- Czy ty nie rozumiesz, że ona ... - zaczął Makarov.
- Morda ! - warknął Salamander ze łzami w oczach. - Jeśli tylko to chciałeś powiedzieć to możesz wracać ! 
 - Natsu uspokój się ! 
 - Ona żyje ! Nie możecie tego zrozumieć ?!
- Nie oszukasz śmierci ... zdajesz sobie sprawę z tego, ze spadła z samego szczytu ? - zaczęła brązowowłosa załamana tym faktem.Nagle Heratfilia zaczęła kaszleć krwią. Wszyscy zaskoczeni podeszli bliżej . Miał racje ! Zyła ... ale nie wiadomo było jak jeszcze długo wytrzyma. Mimo tego kamień spadł im z serca. Wszyscy momentalnie zaczęli płakać ze szczęścia.
- Lucy - odezwał się zrozpaczony chłopak odgarniając kosmyk jej włosów. Po woli otworzyła oczy.
- N-natsu ? - spytała niepewnie ujmując dłonią jego policzek.
- Ty żyjesz ! - z jego oczu wyleciały łzy.
- Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz - zaśmiała się słabo.
Ich radość nie trwała zbyt długo. Znów zaczęła się dusić własną krwią. Oddychała nierównomiernie i ciężko.
- Wendy ?! - zawołał chłopak. 
- Jestem ! Zaraz ją wylecze ! - podbiegła do nich i rozpoczęła leczenie.
- Co do ... - spytała zaskoczona widząc, ze nie przynosi to skutku.
- Co się dzieje ? Czemu przerwałaś ?! - zdenerwował się różowowłosy. 
- N-nie mogę jej wyleczyć - jęknęła zakrywając usta dłonią. - R-rozumiem ... - kontynuowała załamana. - Trucizna ...
 - Jak to ? 
 - Moja magia nie działa na truciznę ! - złapała się za głowę. - Nie potrafię jej pomóc !
- N-nie szkodzi ... - odezwała się słabo poszkodowana. - To nic takiego. Tak się ciesze, że w tym ostatnim momencie mogę was wszystkich zobaczyć.
Bicie jej serca zwolniło swoje tempo. Słyszał to. Samo oddychanie sprawiało jej trudności. Oczy mimo jej woli zaczęły się zamykać.
- Lucy nie możesz ! Nie zamykaj oczu ! Rozumiesz ?! - podniósł głos zrozpaczony. Wpatrywał się w nią ze strachem w oczach. 
- Ale ... To tak boli ... Tak mi ciężko. - zaczęła spokojnie. - Śmierć jest szybka i łatwa ... - uśmiechnęła się słabo.
- Nie mów tak ! Proszę cię ! Nie możesz nas zostawić ! Nie możesz zostawić mnie ... - jego głos się załamał.
- Nie zostawię was ... Zawsze będę z wami - z trudem uniosła rękę i wskazała palcem w kierunku jego serca. - Tutaj ... - dokończyła ze łzami w oczach.
- Lucy zrozum ... Kocham cię ! Nie możesz tak po prostu mnie zostawić do cholery ! Kocham cię ! Słyszysz ! Bez ciebie moje życie nie ma sensu ! - załamany spojrzał jej w oczy. - Proszę nie zostawiaj mnie ... - zetknęli się czołami po raz kolejny. Delikatnie musnął ustami jej wargi. Blondwłosa po raz kolejny ujęła jego policzek. Łzy spływały jej po policzku.
- Natsu, ja ... - nie dokończyła. Jej ręka opadła bezwładnie na ziemie. Oczy zaczęły tracić swój blask. Niegdyś czekoladowe, pełne radości źrenice stały się teraz szarawe, pełne smutku i strachu. Na jej twarzy wciąż widniał słaby uśmiech. W jednej chwili stała się cała blada, usta sine a skóra, chłodna, zimna. Chciała dokończyć lecz po raz kolejny do jej gardła napłynęła krew.  Wszyscy patrzyli na to z przerażeniem. Najbardziej cierpiał Dragneel. Właśnie powiedział jej co czuje, a ona teraz odchodzi ? Nie mógł w to uwierzyć.
- Dziwne ... - zaczęła nie spuszczając z niego wzroku.
- Umieram mimo, że nie czuje cierpienia. - powiedziała to jednym ostatnim tchem z uśmiechem na twarzy.
Jej oczy otoczyła szarawa mgiełka ... Bez życia. Zmarła ? Na jego rękach ? Bezwładne ciało ... A pod nim kałuża krwi ...

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
 Jej udało się ! Jest to najdłuższy rozdział ! :D Gomen, gomen za zakończenie :D Ale tak musi być :* Oczywiście notka z Dedykiem dla Yashy :) Mam nadzieje, że wynagrodziłam ci ten ból z poprzedniego rozdziału ; c
Wszystko wyjaśni się w kolejnej notce ! :D Mam nadzieje, że nie przestaniecie czytać :*** Postaram się dodać jak najszybciej :D Zapraszam do komentowania
Ja ne ! :*

8 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Jeśli wcześniej bolała mnie kostka... to teraz boli mnie wszystko xD
      Rany boskie, jaki smutny ten rozdział ;c Dramatyczny wręcz, ale bardzo dobry, mimo wszystko romantyczny i (co mnie ucieszyło) długi :D
      I nie jestem zła bo wierze, że jakimś cudem Lucyna wyjdzie z tego. No bo nie zrobisz jej tego prawda?!
      Opisy, to jak Lucy zaatakowała w letorgu... WoW! Tylko Natsu wydawał mi się trochę... za czuły, przez to taki nie Natsowaty xD Nie wliczając końcówki. Ona była miażdżąca :D I wiele razy, w szczególności jak przygniotły ich skały serce zabiło mi szybciej.
      I dziękuje za dedyka, jeszcze przy takim rozdziale... :3 Nawet nie wiesz jak mi miło się zrobiło :D :*

      Usuń
  2. czekałem na ten rozdział z niecierpliwością.... a tu takie zakończenie... o.O. Nie wiem co powiedzieć. Czekam na następny rozdział... życzę wielu pomysłów

    OdpowiedzUsuń
  3. ZABIJĘ CIĘ, NIE KOŃCZY SIĘ W TAKICH MOMENTACH! NIE UŚMIERCAJ LUCY! A jeśli to zrobisz poddam cię torturom i to najgorszym na świecie. Ja pitole tyle emocji lepiej szybko dodaj kolejny, bo jak nie...nie będę grozić bo groźby są karalne, ale strzeż się*__*
    WENY :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Shiro: * patrzy na nieprzytomną przyjaciółkę * Ona też nie żyje? Taaaaaak~!
    * momentalnie ożywa * Ej no, wiesz co? Ja tu mdleje a ty się cieszysz?! Wredna...
    Shiro: Kurcze, myślałam, że ten dzień nadszedł... Luuucyna! Nie umrzyjaj! Błagam! On ci wyznał uczucia, a ty aż umarłaś?!
    Wracaj do żywych!
    Ja...ja nie mam sił, wracam na podłogę...
    Przejęła się śmiecią Lucyny i nadal jej nie przechodzi bo chapterze FT. Buziaki :3

    OdpowiedzUsuń
  5. O matko.. aż mnie serce zakuło, gdy czytałam tą końcówkę ;/
    Ratuj ją!
    Błagam!
    Rozdział mega! ^^
    Uwielbiam xD
    Buźka :*

    OdpowiedzUsuń
  6. coś pięknego czegoś takiego szukałem.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ehh smutny i przykry rozdzial ale nie płacze ; 3 ;** <3<3<3XD w każdym razie nie wiem czy to od fairy tail Czy od samej sb dodałas tych którzy ja zabili ale ja nie wiem kim oni są i wszyscy co czytaja też więc niedługo wyjaśni ;** <3<3<3 rozdxial naprawdę świetny wzruszajacy a zarazem dużo akcji oraz smutku :c mam nadzieję że skoro trup tg kogo zabili ożył to lucy wskrzesisz proszę mio contesa ;(( belisima :*** <3<3

    OdpowiedzUsuń

Layout by Raion